Sceptycyzm. Towarzyszy większości z nas. W wyniku powtarzających się okoliczności budujemy „najlepszy” dla nas system wartości, na którego kanwie tworzymy życie, dokonując codziennych wyborów.
Takimi wyborami mogą być kolory w makijażu, ulubione kosmetyki do których powracamy… Przyzwyczajamy się i tak naprawdę nasze życie zaczyna być wcale nie rozwijające, ale schematyczne.
Może i jest w tym pewnego rodzaju bezpieczeństwo, ale także monotonia i nuda… Rozumiem i akceptuję, że istnieją osobowości, którym ten stan rzeczy odpowiada, ale z drugiej strony takie osoby również przejawiają ciągoty do nowości… być może subtelnie, ale zdradzają pragnienie zmiany. Często czytam w internecie opinie kobiet, które komentują pojawiające się kolekcje makijażu. Słyszę, że te często zawierają podobne kosmetyki do poprzednich, czyli można powiedzieć, że wyrażają tym samym znudzenie – pragnienie zmiany. Do czego zmierzam? Do tego, że ja sama łapie się na takim schematycznym sposobie myślenia. Podobają mi się dane barwy w makijażu, często bezpieczne, które wydają się proste w użyciu, bez ryzyka błędu i stworzenia ”cyrkowego wyglądu” – tak wygląda ten schemat. Przyzwyczaiłam się do unikania kolorów takich jak: niebieski, zielony, pomarańczowy, żółty…
Mówiąc wprost – przez ten sposób myślenia ograniczyłam zasób z którego mogłabym korzystać, zasób cieszenia się kolorami, nowością… Zamknęłam się na nowe. Ale za każdym razem gdy dostaję do testowania ”kolorowe” cienie i je testuję, doznaję tego momentu olśnienia – że te kolory odpowiednio użyte pasują mi i moja twarz wygląda bardziej promiennie i młodzieńczo. Co prawda jestem jeszcze przed 30tką, ale zastanawiam się czy te wszystkie poszarzałe i stonowane kolory, których używam na co dzień przypadkiem mnie nie postarzają? Zaczynam narzekać na poczucie zmęczenia, które odzwierciedla się na mojej twarzy i pytam sama siebie czy przypadkiem nie robię sobie tego na własne życzenie?
Uważam, że bycie otwartym na nowe (nie tylko to dotyczące sposobu malowania) powinno towarzyszyć nie tylko mnie, ale każdej z nas. Nawet jeśli to nowe okupione jest wysiłkiem czyli na przykład nauką odpowiedniej techniki makijażu tak, aby ten kolor wprowadzić do swojego życia. Nawet z psychologicznego punktu widzenia kolory zielony, różowy działają na nasze samopoczucie pozytywnie. Ja nie potrzebuję żadnych badań naukowych aby to odczuć – gdy ubieram się w kolory, gdy słońce świeci za oknem, gdy mój makijaż jest ożywiony – od razu jakby czuję się lepiej :)
Teraz gdy malowałam się nowymi cieniami Chanel Les 4 Ombres Tisse Beverly Hills z kolekcji kosmetyków Chanel L.A. Sunrise właśnie doznałam takiego olśnienia o którym tu piszę. Nie warto zamykać się na nowe, warto poznawać i popełniać błędy, by uczyć się i odkrywać coś nowego. Często to nowe jest lepsze.
A co Wy sądzicie na ten temat? Podążacie utartymi ścieżkami czy jesteście otwarte na zmiany? Czy często eksperymentujecie z odważnymi kolorami w makijażu?
Więcej zdjęć makijażu Chanel na wiosnę 2016 znajdziesz w linku poniżej, zapraszam :)