Pozytywny luty 2015 na zdjęciach

Nie wiem o co chodzi z tym, jak wiele osób  podkreśla, że luty to taki krótki miesiąc. Czas zawsze zapierdzielał z szaleńszą prędkością i kilka dni różnicy nie ma żadnego znaczenia. Dla mnie luty był ważnym miesiącem z innego powodu… Przede wszystkim wiedziałam, że mojego pieska czeka zabieg.

Jeśli stale mnie czytacie wiecie co wydarzyło się listopadzie zeszłego roku, była to jedna z najmroczniejszych chwil w moim życiu, ale nie będę ciągle na nowo otwierać tej rany, jeżeli chcecie poznać szczegóły, głównie ze względu na osoby odpowiedzialne za to wydarzenie zapraszam tutaj.

Ale zanim napiszę o zabiegu Dzidzi, chciałabym zachować pewną chronologię zdarzeń, a było ich całkiem sporo… jak na taki krótki miesiąc – luty ;)

Wszystko rozpoczęło się od problemu z cerą i wyzwania 7 dni bez makijażu. Masakra… taka była automatyczna odpowiedź mojego mózgu na wieść, że nie wolno mi nakładać żadnego produktu do makijażu przez 7 dni. Oczywiście szok ten był nieco wyolbrzymiony, w rezultacie wcale ludzie nie uciekali na mój widok, a ja zaoszczędziłam trochę cennego czasu na inne czynności. Moja skóra wypoczęła, podleczyła się i teraz w normalnym trybie stosuję makijaż. Co prawda uważam co nakładam, gdyż kilka rzeczy zaczęło mnie uczulać, ale jest to dla mnie szansą, polem do eksploracji nowych kosmetyków dla cery wrażliwej. Aktualnie moją podstawową pielęgnację stanowią produkty z apteki, marki takie jak LRP, Bioderma, plus okazyjne testy kosmetyków – bardzo dobrze sprawdziły się serum Chanel Hydra Beauty i Dior Capture Totale Le Serum. Za to krem ”naturalny’’ mnie uczulił… więcej o tym przypadku pisałam tutaj:

Wyzwanie: 7 dni bez makijażu

Naturalne kosmetyki vs Duże Koncerny. Co czuje konsument?

Luty był miesiącem spędzania czasu z rodziną. Najpierw ja pojechałam nad morze, potem moja mama przyjechała do mnie… spędziłyśmy wiele miłych chwil. Będąc w Trójmieście odwiedziłam mój nowy ”ulubiony’’ salon urody :) Już się nie mogę doczekać kiedy znowu tam pojadę… szczególnie mając na uwadze magiczne dłonie Pani Oli, w życiu tak się nie odprężyłam jak po masażu u niej. Tęsknię również za ujędrnionymi pośladkami, niestety efekt trochę przeminął jakby z nadmorskim wiatrem ;) Ale chętnie spróbuję jakiejś nowej innowacji w Baloli.

Moje wrażenia z pobytu w gabinecie kosmetologicznym Balola

A tutaj macie zdjęcia z Trójmiasta z początku lutego i walentynek, kiedy pojechaliśmy do Gdyni. Cudowne słońce, morza szum, bardzo energetyzujące chwile…

A w Warszawie odwiedziłam Muzeum Powstania Warszawskiego, które wywarło na mnie ogromne wrażenie. W weekendy, konkretnie niedziele do muzeum można wejść za ”free’’. Jest to nie lada gratka, gdyż wnętrze muzeum w ”wielowymiarowy” sposób przenosi nas do czasów Powstania Warszawskiego, można przeczytać listy, ówczesną prasę, a także ze zgromadzonych nagrań usłyszeć historie ludzi zamieszkujących i walczących w obronie Warszawy. Niesamowite przeżycie, które polecam każdemu.

Były też chwile zupełnie beztroskie. Jednym z moich sposobów na tak zwany ”reset mózgu’’ są miłe chwile spędzone w ładnej kawiarni przy dobrej kawie. Niestety ze względu na dietę nie mogę sobie pozwolić na żadne odstępstwo (chociaż skłamałabym, że na przestrzeni miesięcy nie zjadłam zupełnie nic zakazanego). W Vincencie panuje świetna atmosfera, unoszą się smakowite zapachy, jedzenie wygląda przepysznie, a kawa smakuje… średnio ;) Mimo to podoba mi się cała otoczka tego miejsca i miło spędzony czas z bliską osobą, to coś co natychmiastowo ładuje akumulatory.

Po takim deserze ważymy się wyłącznie bez skarpetek ;)

Aaa i prawie bym zapomniała. Może i nie poluję na ciastka z kremem, ale moją ostatnią słabością były zakupy. Oczywiście nie ma tu mowy o czymś nieprzemyślanym (no bo jak to ;)), ale faktycznie dałam się ponieść konsumpcjonizmowi. W Gdańsku zawitałam do outletu Estee Lauder Companies, gdzie kupiłam koleżance podkład (wyobraźcie to sobie, że dobierałyśmy kolor za pośrednictwem zdjęć na messengerze ;)), a dla siebie wybrałam puder-róż i kremowy cień Bobbi Brown. W outletach Estee Lauder Companies trwała akurat promocja i kosmetyki były przecenione do -50%

W Warszawie odwiedziłam perfumerię Galilu. Jak prezentuje się wnętrze tego niszowego miejsca zobaczcie sami :)

Uwielbiam spacerować po Warszawie, gdy bywa trochę cieplej zawsze wychodzę na miasto, uwielbiam kroczyć ulicami: Mokotowska, Chmielna, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Marszałkowska… na ulicach Warszawy zawsze dzieje się coś ciekawego, pięknego, inspirującego, szczególnie wtedy kiedy miasto skąpane jest w słońcu i gdy spokojnieje w weekendy.

Co miłego jeszcze mnie spotkało??? Otrzymałam ofertę pracy, na razie nic więcej nie mówię by nie zapeszać, temat jest otwarty. Ale bardzo się cieszę, że przez wzgląd na moją działalność blogową ”ktoś” docenił moje doświadczenie :)

Otrzymałam również kilka miłych słów od marki Braun, która od czasu do czasu czymś mnie zaskakuje :))

Zostałam zaproszona przez markę La Biosthetique na finałowy pokaz Hush w PKiN, gdzie marka ta wykonywała fryzury i makijaż modelkom.

I coś co mnie najabardziej ucieszyło w tym miesiącu, to udany zabieg w klinice weterynaryjnej ”Radość’‚.

Dzień 20 lutego zapamiętam jako radosny dzień… Do kliniki ”Radość’’ pojechaliśmy przed wieczorem, z ogromną obawą w sercu czy wszystko się uda, do końca nie mogłam podjąć decyzji czy zgodzić się na zabieg. Jednak tym razem trafiłam na bardzo dobrych fachowców – specjalistę stomatologa i antestezjologa, którzy poinformowali mnie o ryzyku, a także procedurze zabiegowej. Nie powiem, że byłam w pełni spokojna, wręcz przeciwnie mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia… Lek wet Maria Chmielewska to najlepszy lekarz „od zwierząt” jakiego dane mi było poznać, co do szczegółu tłumaczy przebieg zabiegu i ewentualne zdarzenia, a także metody, którymi dysponuje by odpowiednio zareagować (zapytałam ją także o Lucy i udzieliła mi solidniejszej odpowiedzi niż lekarze z Medicavetu). Jestem ogromnie wdzięczna zarówno Pani Marii Chmielewskiej, jak i wykonującej zabieg lek wet Katarzynie Jodkowskiej za profesjonalizm i odpowiednie podejście. Dodam, że jeśli Wasze pieski wymagają opieki anestezjologa (to szczególnie ważne aby trafić na właściwego specjalistę w tej dziedzinie) to warto pomyśleć o lek wet Chmielewskiej, jak się dowiedziałam przez 10 lat pracy nie udało jej się uratować jedynie jednego pieska, a pani doktor asystuje przy operacjach nawet najbardziej chorych zwierząt, u których ryzyko niepowodzenia jest znacznie większe. Dzidzia od razu po zabiegu była w pełni sił, aż byłam zaskoczona jak dobrze to wszystko zniosła… nawet w klinice ”Radość” poszczekała sobie na pomieszkującego tam kota ;) Emocje, które towarzyszyły gdy zobaczyłam Dzidzię zapamiętam do końca życia, wcześniej nic w życiu tak bardzo mnie nie ucieszyło, na tyle mocno aby łzy cisnęły mi się do oczu. Zdrowy pies, ogromna radość i wdzięczność dla lekarzy przeprowadzających zabieg. Na samą myśl buzia się cieszy :)

A jak Wam minął Luty? Co się wydarzyło? Jakie są Wasze przemyślenia??? 

Jeśli macie ochotę być ze mną na bieżąco zapraszam na mój Instagram: Instagram Dailybeautyicon

Wszystkie materiały zawarte na łamach bloga są chronione prawami autorskimi, a ich kopiowanie lub wykorzystywanie jest zabronione.

© 2008 - 2020 - BeautyIcon.pl

Social Media