Rzadko kiedy czytam historie o perfumach pisane przez ich producentów. Staram się dystansować od działań marketingowych wierząc w jakość, którą oferują znane mi marki. Mając możliwość przetestowania zapachu przed zakupem właśnie to robię w pierwszej kolejności.
Perfumy J’adore Dior są pewnego rodzaju marką, której ufam i na której nigdy się nie zawiodłam. Nie ma ani jednej edycji tego zapachu, która nie przypadła by mi do gustu. Być może wynika to z pewnej zachowawczości, która charakteryzuje podobieństwo wszystkich edycji J’adore… może poza esencji L’Or, Touche de Parfum i L’Absolu, nieco odbiegającymi od koncepcji lekkości białych kwiatów. Uważam, że tego typu przyjęta strategia wychodzi marce na korzyść, gdyż człowiek wewnętrznie wcale nie dąży do zmian, mówi się o pewnego rodzaju stałości, tym większej, im bardziej utożsamiamy się z daną rzeczą, im bardziej ona do nas pasuje. Dlatego wierni fani klasycznego J’adore mogą czuć się zawiedzeni jeśli zapach go przypominający nie będzie generował podobnych odczuć. Takim elementem chroniącym producenta przed tego typu mechanizmami jest reklama, która jak ochronny parasol nie tylko amortyzuje ewentualny upadek koncepcji, a wręcz wznosi na wyżyny coś co niekoniecznie zasłużenie upaść miało… Brzmi dość enigmatycznie? Warto zdać sobie sprawę jak elastyczne są gusta, przypomnij sobie zapachy, których używałaś np. 10 lat temu – czy są to zapachy, których używasz dzisiaj? Upodobania zapachowe to tylko jeden element z całego ciągu zmian w toku życia… to co go może przy nas utrzymać na dłużej to wspomnienia, które chcesz zachować w pamięci – myślę, że takie zapachy mają szanse przetrwać przy nas na dłużej. Ale cała reszta kształtowana jest tu i teraz, z historią, która dzieje się dzisiaj, ciekawe jak będziemy pachniały za kolejne 10 lat? W moich myślach roztacza się ”mrożący krew w żyłach” moment gdy wielbicielka szyprów zastąpi swój eklektyczny flakonik ociekającą słodyczą Poison Girl w wersji edp. Ulotność… nie tylko zapachowa, warto ją zaakceptować i cieszyć się zmianami, wyjść poza strefę komfortu i dać się pozytywnie zaskoczyć.
Nowa odsłona J’adore In Joy można zamknąć w kilku słowach. Nie czuję potrzeby opisywania historii, która kreuje wyobrażenie o najładniejszych na ziemi kwiatach, błękitnym niebie, rozpalonej od słońca plaży i słonym zapachu morza… Ale z drugiej strony może właśnie warto? Warto wiedzieć, że wrażenia zapachowe są interpretowane w korze mózgowej, konkretnie przez układ limbiczny odpowiedzialny za emocje. Takie dobre wspomnienia chcą nam dawać marki. Zapach In Joy to hołd złożony chwilom kiedy czujemy się radosne, szczęśliwe… fantastyczny zapach na wakacje, na randkę, na co dzień, by czuć się dobrze.
Nuty zapachowe J’adore In Joy to: sól morska, jaśmin, ylang-ylang, tuberoza, neroli, brzoskwinia
Analizując już samą strategię marki uważam, że jest ona słuszna pod kątem biznesowym – zapach trafia zarówno do fanów klasyka, jak i stanowi przynętę dla nowej klienteli – aby przybliżyć na nowo historię J’adore, a także zaproponować coś nieco innego.
Według mnie zapach J’adore In Joy to doskonała propozycja na sezon wiosenno-letni, którą warto się cieszyć i pojechać z nią na fajne wakacje :)