W lipcu i sierpniu zaliczyłam krótki powrót do naturalnej pielęgnacji i makijażu. Po nieudanej próbie leczenia trądziku, chwyciłam po kremy na bazie naturalnych składników oraz makijaż mineralny. Odżywiłam także włosy, które po niezbyt udanych zabiegach fryzjerskich i chorobie skóry wołały o pomoc.
Przyglądając się swojej cerze zauważyłam, że nie jest w najlepszym stanie – nieudana próba ingerencji dermatologicznej wysuszyła ją do granic możliwości i jednocześnie nie zredukowała znacząco zaskórników (w sumie nie mogłam stosować tych produktów dłuższy czas poprzez ogromne wysuszenie, podrażnienie). Wtedy też chwyciłam za kosmetyki naturalne i makijaż mineralny.
Pielęgnacja
Bardzo przypadł mi do gustu krem Make Me Bio z m.in. olejkiem z rokitnika – 172 Wzmocnienie dla skóry naczyniowej i suchej. Dawniej miałam o tej marce niezbyt pochlebną opinię, ich krem – o ile dobrze pamiętam z wyciągiem z róży – uczulił mnie, natomiast powrót okazał się bardzo udany – na tyle, że nadal sięgam po ten krem częściej – wspaniale koi skórę, nawilża, cera wygląda lepiej – ma w sobie więcej blasku, jest bardziej równomierna. Myślę, że ten blask wyzwoliła także pielęgnacja, której użyłam później… ale o tym za chwilę.
Natomiast jeśli szukasz czegoś lżejszego, krem o konsystencji naprawdę lekkiej i kojąco-rozświetlającym działaniu to polecam krem z różą Sisley Black Rose Skin Infusion Cream.
Zaczęłam eksperymenty z minerałami. Kupiłam podkłady, róż i cień mineralny, chcąc odciążyć cerę na lato i pomóc w leczeniu zmian trądzikowych. I choć podkład spisywał się rewelacyjnie to muszę powiedzieć, że efekt do końca mnie nie zadowolił… Jednak tradycyjny podkład nadaje ładniejszy finisz na skórze, za co z pewnością odpowiada zestaw silikonów i innych substancji upiększających. Podkłady mineralne lubię, ale kolor, finisz jaki daje podkład tradycyjny jest nie do podrobienia. I tak też w drugą stronę… efekt jaki daje róż mineralny też jest niepowtarzalny. Uważam, że róże mineralne (te sypkie) po nałożeniu na twarz wyglądają najlepiej – tworzą gładki, naturalny finisz.
Powracając do tematu pielęgnacji. Bardzo ładnie z tematem zaskórników i poszarzałej cery poradziła sobie pielęgnacja Dottore, w szczególności krem Novo Forte z 12% kwasem glikolowym. Krem stosuję na noc, z początku codziennie, teraz co drugi, trzeci dzień… Jest to silnie działający krem, który może powodować uczucie szczypania i chwilowego zaczerwienienia. Regularne zabiegi wspomagające złuszczanie skóry przyczyniają się do jej stymulacji, regeneracji, a co się z tym wiąże – lepszym kolorytem, wydobyciem blasku cery.
Vichy Slow Age. Jakiś czas temu dostałam piękną przesyłkę, w której znalazł się ten właśnie krem. Zainteresowała mnie filozofia nawiązująca do Slow Life, marka Vichy nie tylko proponuje gotowe rozwiązania w postaci kosmetyków, ale jednocześnie zwraca uwagę na polepszenie stylu życia. Bez tych dwóch czynników trudno o dobry efekt urodowo-zdrowotny. Z kolei ja zwracam uwagę na ten krem także z powodu jego działania, cera natychmiastowo zyskuje nawilżenie, wygładzenie, czuć, że jest wzmocniona – jest jakby mniej wiotka, bardziej napięta. Sam produkt posiada atrakcyjny zapach, który jest długo wyczuwalny.
Pod oczy Dior Capture XP. Krem ten ma przede wszystkim fantastyczną konsystencję – nie obciąża delikatnej skóry wokół oczu, łatwo się wchłania, ale też pozostawia delikatny, zabezpieczający film – zupełnie nie lepki. Krem intensywnie wygładza, nawilża, ma za zadanie przeciwdziałać starzeniu się skóry. Trudno mi ocenić efekt przeciwzmarszczkowy, na bieżąco stosuje kosmetyki do tej strefy i póki co utrzymuje skórę w dobrej kondycji, nie uwzględniając okresowych przesuszeń.
Wraz z kremem Sisley Sisleya L’Integral Anti-Age Eye and Lip Contour to moi obecni faworyci.
Innym wartym uwagi kremem pod oczy jest Oceanic 4 Lift Skin, który posiada wiele zalet. Atrakcyjne, solidne opakowanie z pompką, dobrze nawilżająca, ale też nie za ciężka konsystencja, ogromna pojemność, pozostał tylko zapach… Niestety ten zapach nie raz odwodzi mnie od użycia kosmetyku, który sam w sobie jest wart docenienia. Jeżeli szukasz czegoś fajnego pod oczy w przystępnej cenie polecam.
Balsam do ciała Indigo odkryłam będąc w salonie kosmetycznym na manicure. Spodobał mi się ładny flakonik, po czym powąchałam jego zawartość. Okazało się, że zapach Seventh Heaven odpowiada starszej wersji zapachu Miss Dior – chodzi o te słynne truskawki w szampanie :) Jest niesamowity! Używam na dłonie i do ciała.
Z kolei fajnymi produktami do włosów są maski i odżywki L’Oreal z profesjonalnej linii. Te produkty zakupicie w wielu punktach internetowo lub stacjonarnie w salonach fryzjerskich. Produkty L’Oreal Professionnel cudownie pachną, na tyle by odtworzyć je w postaci perfum ;) Najczęściej używam serii Vitamino Color A-OX (włosy farbowane) i Inforcer z witaminą B6 i Biotyną.
Makijaż
Prócz minerałów, podczas makijażu często chwytałam po palety… zarówno te do makijażu twarzy, jak i samych tylko oczu. Podczas przeprowadzki tego typu produkty są szczególnie praktyczne. Moimi ulubionymi paletami są te od Charlotte Tilbury, Laura Mercier, Bobbi Brown, ale też to co szczególnie polecam jako MUST-HAVE (a rzadko tak stawiam sprawę) to paleta cieni do powiek Lancome Hypnose w kolorze Beige Brule. Ten zestaw tworzy na powiekach magię… Niby niepozorny, ale wydobywa spojrzenie i upiększa oko. Nadaje się zarówno na dzień, jak i na wieczór. Kolory i wykończenia stanowią perfekcyjne połączenie odcieni ciepłych i chłodnych.
Bardzo fajne okazały się też kosmetyki Kat Von D, które we wrześniu pojawią się w Sephora. Miałam przyjemność przetestować kilka z nich. Bardzo często używam palety do konturowania Shade + Light Contour Palette – zapewnia profesjonalny efekt, co oznacza, że twarz jest wykonturowana, ale też przy odrobinie wprawy – nieprzerysowana. Czasami kupujemy kosmetyki – brązery i teoretycznie one też konturują nam twarz, jednak z takimi produktami bywa, że łatwo się utleniają, ścierają lub mają nieodpowiedni dla nas kolor. W tej palecie znajdują się trzy świetnie dobrane brązery i rozświetlacze.
Ponadto powróciłam do sprawdzonych palet z marki Too Faced, również do znalezienia w Sephora. Najbardziej lubię wersję Chocolate Bar i Chocolate BonBons. Trudno opisać właściwości tych palet w kilku tylko słowach… Co prawdą wyglądają bardzo cukierkowo i mało profesjonalnie biorąc pod uwagę dość dziecięcy design, to efekt jaki proponują pozwala osiągnąć najładniejsze makijaże jakie widzisz chociażby w internecie, a wydaje Ci się, że nie są możliwe do wykonania :) Kolory są nasycone, ciekawe, paleta umożliwia wiele połączeń. Osobiście uwielbiam łączyć jasne kolory i akcentować kąciki ciemniejszymi lub traktować je jako kreskę.